„Frozen Throne” oficjalny dodatek do „WarCraft III: Reign of Chaos” ukazał się w lipcu 2003 dokładnie po roku od pojawienia się trzeciej części serii. Jest on logiczną kontynuacją ściśle związaną z wydarzeniami w Reign of Chaos. Pod względem technicznym gra również w niczym nie odbiega od oryginału. Widać, że autorzy nie zlekceważyli opinii graczy i w dodatku większą uwagę poświęcono samej grze. Co charakterystyczne dla gier z pod znaku „Blizzard” sam dodatek, choć powiązany z wersją podstawową, która jest niezbędna do jego instalacji posiada własną fabułę i równie dobrze mógłby być odrębną grą.
W ciągu tego roku autorzy serii solidnie popracowali i w dodatku mamy wiele korzystnych zmian. Przede wszystkim zrezygnowano z wstawek filmowych po każdym rozdziale, co wydatnie zwiększyło objętość poszczególnych misji. Pojawiły się również tak bardzo pożądane jednostki wodne jednak w stopniu dalekim od oczekiwań. Użycie okrętów sprowadza się głównie do transportu własnych oddziałów a do bezpośredniego starcia okrętów bojowych dochodzi w jednej zaledwie misji. W porównaniu jednak z zupełnym brakiem statków w Reignie zawsze to jakiś postęp. Pojawiają się również nowe rasy, choć obydwie wywodzą się bezpośrednio z rasy elfów: Naga i Krwawe Elfy. Hordy płonącego legionu też jakoś nie wyginęły wraz z Archimondem a w głównym scenariuszu brak jest jedynie Orków, dla których przygotowano odrębną nie związaną ze scenariuszem kampanie bonusową. Do każdej z ras dodano po jednym nowym bohaterze i budowli (sklep z przydatnymi gadżetami innymi dla każdej rasy), nowe jednostki, umiejętności i magie(na przykład wymiatający Phoenix – summon przywoływany przez krwawego maga). Pojawiają się nowe lokalizacje, budynki i postacie neutralne. Nowością są runy zawierające najczęściej pewną porcję energii bądź many ale nie tylko, pojawiają się również dodatkowe możliwości na podreperowanie stanu kasy w postaci złotych monet. Zwiększono, z dziewięćdziesięciu do stu, maksymalny poziom pożywienia. Nie zabrakło oczywiście nowych map do multiplayera, a liczba graczy w klanach na battle.necie może wynosić od dziesięciu do stu jednocześnie, podrasowano też edytor światów (można np. dodawać własne cut-scenki) no i usprawniono wiele mniej istotnych szczegółów jak chociażby wprowadzenie zapamiętywania ustawień mini mapy czy wyeliminowanie „nakładania” się na siebie jednostek latających.
Sama gra jest moim skromnym zdaniem o wiele lepsza. Fabuła jest, o ile to możliwe, jeszcze bardziej wciągająca, zaskakująca i zagmatwana. Cała awantura rozpętana jest przez wspominanego w Reignie złego Lich Kinga – Ner’zhula uwięzionego w tytułowym Zamrożonym Tronie. Ale zanim dotrzemy do końca i stoczymy ostateczną walkę przeżyjemy wiele pobocznych wątków splatających się w logiczną całość. Absolutnie nie należy się przyzwyczajać do danej rasy, bo w każdej z kampanii walczymy każdym z każdym i praktycznie, co rozdział to inny układ walczących sił. W jednym z rozdziałów autorzy przygotowali małą niespodziankę w postaci ukrytej misji (ponieważ jest ona sekretna, więc nadmienię jedynie, że naprawdę opłaca się ją odnaleźć i ukończyć). Mniej jest za to dodatkowych questów. Wydatnie wzrósł stopień trudności i czas trwania poszczególnych misji, wychodzi nawet na to, że dodatek jest dłuższy od gry. „Frozen Throne” jest zdecydowanie bardziej RTS-owy niż „Reign of Chaos”. Co prawda pojawiają się postacie z piętnastym poziomem doświadczenia, ale ogólnie rola bohaterów schodzi na dalszy plan. Większość z nich od początku jest w pełni ukształtowana, więc nie przejmujemy się ich rozwojem tylko od razu wykorzystujemy ich do walki. Poza tym dalej mają śmiesznie małe sześcio-slotowe inventory. Natomiast nowe oddziały i zwiększony o dziesięć jednostek pożywienia poziom upkeepu dają wspaniałe pole do popisu podczas walki. Często gęsto dochodzi do sytuacji, w których walczymy na dwóch czy trzech frontach jednocześnie a w bijatyce biorą udział naprawdę spore tłumy. Jednak strategia nieograniczonej produkcji dalej nie wchodzi w grę i taktyka „na hurra” z pewnością nie zda egzaminu. W Reignie zaledwie dwukrotnie musiałem powtarzać misję, gdy w Frozenie za pierwszym podejściem udało mi się ukończyć jedynie kilka rozdziałów, ale to tylko podnosi wartość gry w moich oczach.
Całkowicie odmienna jest natomiast kampania bonusowa. Ta jest zdecydowanie erpgowa, liczba questów jest olbrzymia tak jak olbrzymi jest nacisk na rozwój bohaterów. Oprócz rozwoju kolejnych umiejętności możemy też polepszać poszczególne statystyki bohaterów np. siłę czy inteligencję. Tutaj szczególnie daję się we znaki to maluteńkie inventory postaci, bo liczba unikalnych i wartościowych artefaktów jest tak duża, że człowiek ma nieustanny ból głowy, co wybrać. Pojawia się, co prawda, skrzynka, w której można przechować sześć przedmiotów, ale równie dobrze można je zostawiać na ziemi, bo owe przecież nie znikają. W trakcie eksploracji okolicy oprócz doświadczenia w wyniku walk zdobywamy również tak przydatne złoto, za które możemy kupować wyposażenie i wojowników lub wynajmować najemników. Ogólnie jest to zaledwie jeden rozdział, coś na kształt pilota serialu telewizyjnego, który jest jedynie zapowiedzią kolejnej odsłony WarCrafta. Orki popadają powoli w ponowny konflikt z ludźmi a akcja kończy się na wysłaniu poselstwa do przywódczyni ludzi doskonale nam znanej z Reign of Chaos, Jainy Proudmoore.
W tym miejscu powinienem przejść do minusów, ale... No właśnie nie mam zamiaru wyszukiwać ich na siłę. Pozostają one, dla kampanii głównej, te same co w przypadku Reign of Chaos, czyli to niejednokrotnie piętnowane przeze mnie inventory postaci, małe mapy (z tym, że mniejsze mam zarzuty, co do objętości misji, bo gra nie jest już tak tragicznie krótka) i spłycenie elementów RPG, które zostały tak zminimalizowane, że chyba w sumie można je było sobie zupełnie oszczędzić tworząc klasyczny RTS. Co do erpegowego dodatku, czyli kampanii orków to jest on zbyt krótki by go oceniać. Gdyby "Frozen Throne" był oddzielną grą nie postawiłbym mu maksymalnej noty ze względu na te drobne niedociągnięcia, ale to jest „jedynie” dodatek i życzę nam wszystkim, aby każdy dodatek do jakiejkolwiek gry stał na takim poziomie, co "Frozen Throne". O ile po ukończeniu „Reign of Chaos” pozostawał pewien niedosyt to po ukończeniu „Frozen Throne” zostaje tylko nieodparta ochota na kolejną odsłonę tej doskonałej serii. Jednym słowem oceniam go na maxa i nie wierzę, iż ktoś się ze mną nie zgodzi w tym względzie.
Offline